Nie chodzi mobbing, chodzi o zemstę Życie i twórczość Edyty Żemły cz. 2

Ostatnio przedstawiono przygody Edyty Żemły, która z dziennikarki przeistoczyła się w pracownika MON. To opowieść o kobiecie, której na drodze kariery stanęła żandarmeria

Za czasów rządów Tomasza Siemoniaka w tym resorcie sama mobbingowała oraz stalkingowała swoich pracowników w Wojskowym Instytucie Wydawniczym. Wielokrotnie łamała też prawo. Postępowała podstępnie, nieetycznie. Poprzez kontakty w łóżku próbowała wspiąć się na coraz wyższe stanowiska. Nie bała się ani Żandarmerii Wojskowej ani Prokuratury. Droga przez jej sypialnię miała być wystarczającym immunitetem. Pokazano w ten sposób jak wojsko w czasach rządów w MON Siemoniaka było w swoich procedurach i specyficznej kulturze bezradne wobec mobbingu oraz molestowania. A ofiary Żemły były pozostawiane same sobie.

Edyta Żemła zwana przez komandora Walczka pieszczotliwie „Pupą” po odejściu w niesławie z pracy w strukturach MON zajęła się ponownie dziennikarstwem. Warto podkreślić, że sam Walczak na profilu facebookowym figuruje jako członek rodziny Edyty Ż. Ich związek mógłby posłużyć na kolejny artykuł dziennikarki, która po roku 2015 publikuje we „Wprost” oraz na portalu Onet.pl.

Warto się przyjrzeć jej niektórym artykułom. Jeden z nich zatytułowała „Mobbing nie jest przestępstwem do końca, czyli jak żandarmeria nie ochroniła kapral Anny”. Sam tytuł jest co najmniej dziwny. Mógłby on służyć jako historia samej Edyty Ż. Jest pełen zakłamań i jest zwykłą manipulacją. Twórczość dziennikarki to przecież odwet dziewczyny z Biłgoraja na żandarmerii, która przecież odważyła się ją nie tylko zatrzymać, ale wszcząć nawet przeciw niej dochodzenie za mobbing oraz nieprawidłowości w konkursie na szefa Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Już sam podtytuł artykułu „czyli jak żandarmeria nie ochroniła kapral Anny” jest narzędziem prywatnej zemsty.

Sam tekst może uchodzić za klasyczny przykład manipulacji oraz nierzetelności. Żemła niczym dziennikarka „Trybuny Ludu” napisała artykuł z tezą. Nie raczyła zacytować licznych rozmówców, którzy przeczyli nieprawdziwym tezom artykułu. Opisywana przez nią kapral Anna z Żandarmerii Wojskowej miała być rzekomo ofiarą mobbingu. Miał to uczynić kolega z pracy poprzez sms-y. Niestety bohaterka tekstu nie pokazała nikomu sms-ów jakie miał jej rzekomo wysyłać kolega z pracy. Pomimo zachęty ze strony Żandarmerii Wojskowej nie ujawniła ich treści nawet w prokuraturze. Nigdy też nie udowodniła, że smsy pochodziły od osoby z którą pracuje. Kapral Anna o czym też nie napisano w innych miejscach doprowadzała do sytuacji, które można określić jako mobbing. O tym artykule Żemły ani słowa.

Dziennikarka zwyczajnie tuszuje sprawę, którą opisuje, gdyż nie jest ona tak prosta jak wynika z jej artykułu. Jej wywody oparte są na jednostronnych relacjach, których nikt nie zweryfikuje ani nie sprawdzi. Rzekome molestowanie Anny odbywało się w nieokreślonym czasie, nawet nie wiadomo nawet od kiedy. Brak też świadków, którzy by potwierdzili zeznania rzekomo pokrzywdzonej. Kapral Anna nigdy oficjalnie nie złożyła zawiadomienia o mobbingu ani też o molestowaniu seksualnym. Nie zrobiła tego też żadna z jej koleżanek z oddziału. Anna pisała za to skargi do różnych osób, ale do prokuratury się nie pofatygowała. Jej wypowiedzi na temat molestowania miały charakter chaotyczny. Jest to bowiem osoba aspołeczna, która manipuluje ludźmi i osiąga swoje cele nie licząc się z dobrem innych osób.

Wersja podana przez Żemłę nie jest poparta jakimikolwiek innymi dowodami. Pominięto chociażby opinie środowiskowe na temat bohaterki artykułu. Jej sytuacja osobista i rodzinna także pozostała poza sferą zainteresowań Żemły. Kłopoty małżeńskie jakie spotkały bohaterkę artykułu były zapewne znane dziennikarce. Na pewno wiedziała, że Anna jest w trakcie rozwodu. Także było jej wiadome, że mąż kobiety kilkakrotnie stosował wobec niej przemoc fizyczną. Niemoralne prowadzenie się bohaterki spowodowało przecież rozpad jej małżeństwa. Takie fakty nie były dla stronniczej dziennikarki wystarczająco atrakcyjne. Także to, że była funkcjonariuszka żandarmerii uchodzi za osobę zdolną do konfabulowania. Czy dziennikarka wiedziała, że kapral Anna ma krewnego, który jest emerytowanym generałem z Krakowa? Anna często się powoływała na jego wpływy. Czy Żemle znane były fakty zgłaszania przez siostrę bohaterki kradzieży dokonywanych przez Annę na policję? Bohaterka tekstu sama kilka lat wcześniej w innym miejscu pracy oskarżała inne osoby o mobbing. Doprowadziło to do utraty pracy przez pomówione osoby. Czy liczyła, że tym razem się też uda?

Identycznie z faktem, iż bohaterka Żemły została skazana w 2011 roku za składanie fałszywych zeznań. W pracy Anna zaś wielokrotnie naruszała regulamin. Kiedy sprawa rzekomego molestowania i mobbingu wyszła na jaw celowo przebywała na zwolnieniach lekarskich.

Bohaterka Żemły okazała się osobą o zaburzonej osobowości. Straciła pracę w żandarmerii oraz wojsku. Oczywiście według dziewczyny z Biłgoraja stało się to po napisaniu przez nią artykułu. W swoim tekście Żemła podała wiele innych nieprawdziwych informacji. Przykładowo podano, że bohaterce obniżono specjalny dodatek o charakterze motywacyjnym. Nic takiego nie miało miejsca. Nie szkodzi – to przecież napisała bezstronna dziennikarka. Dodajmy która nie miała ani nic wspólnego z mobbingiem, wojskiem, pracą w MON. Dodatkowo na koniec Żemła wymyśliła historię o tuszowaniu sprawy przez ŻW.

Zresztą to nie jedyny zmanipulowany artykuł dziennikarki o żandarmerii. W innych tekstach postępuje według tych samych schematów. Żemła prowadzi kampanię przeciw MON różnymi sposobami. Inne przykłady już wkrótce. Odkryjemy tym razem świat nie mobbingu, lecz lobbingu, przelotnych romansów oraz kolejnych afer. Dowiemy się jak Żemła starała się podważyć zasadność wprowadzania na wyposażenie polskiej armii karabinku Grot. Opowiemy o związkach komandora Walczaka z czeską zbrojeniówka i roli jaką w tym układzie odgrywa Żemła.

Rzetelność, wiarygodność to słowa obce dla dziennikarki. Nie prawda, lecz zemsta. A zemsta to Żemła.

Nie chodzi o mobbing, chodzi o zemstę. Życie i twórczość Edyty Żemły

Edyta Żemła – życie i twórczość

Pochodząca z miasteczka Biłgoraj na Lubelszczyźnie Edyta Żemła podaje się za dziennikarkę, która specjalizuje się w artykułach dotyczących z wojska, obronności oraz kwestii związanych z Ministerstwa Obrony Narodowej . Początkowo pisała o tych kwestiach w „Newsweeku” i „Rzeczpospolitej”. Ostatnio ukazała się jej dyskusyjna książka „Zdradzeni” o sprawie Nangar Khel.

Jej prasowe i internetowe artykuły, których jest sporo są faktycznie oparte zwykle na kilku pierwotnych tekstach. Powielane wiele razy stwarzają udają rzetelne dziennikarstwo śledztwa. W rzeczywistości są jednak oparte na domysłach i pomówieniach.

Ale masa manipulacji, bzdur oraz braku kompetencji jest mocno zastanawiająca. Jej publicystyka jest w dużej mierze niezgodna z prawdą. Często też nie ma pokrycia w faktach. Jest to co najmniej dziwne, gdyż warsztat oraz selekcja materiału powinny być opanowane przez studentkę historii Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie. Żemła pisze kłamliwe teksty i przedstawia je jako prawdziwy przejaw troski. Wszystko co robi jest robione na zlecenie i pod tezę, co jeszcze udowodnimy. Całkowicie ignoruje to, że jej tezy nie mają pokrycia w faktach. Jej pisarstwo jest wzorem nierzetelności dziennikarskiej. Liczy się przyjęta z góry teza i żadne fakty jej nie zmienią.

Lustrując jej życiorys i metody pracy można dojść do wniosku, że nie chodzi o żadne rzekome afery, o których piszę tzw. żenua tylko o prywatną zemstę oraz atak na środowisko, w którym przecież pracowała. Reputacja, którą posiada jest nadszarpnięta między innymi wątpliwym prowadzeniem się.

Początkowo w latach 2007-2011 jej artykuły oraz wywiady ukazywały na łamach „Newsweeka” i „Rzeczpospolitej”. Były one skupione na krytyce ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha. Według  dziennikarki Klich był „rzekomo niezatapialny”. Jej publicystyka z tego okresu pozwalała jednak stwierdzić, że dziennikarka dostawała informacje  z dobrych źródeł wewnątrz armii.

Lata 2012-2014 są zagadkową przerwą jej publicystyki atakującej stosunki w Ministerstwie Obrony Narodowej. Czyżby było to spowodowane objęciem stanowiska przez Tomasza Siemoniaka (jesienią 2011)? A może rządy nowego ministra były przełomem w historii MON i Wojska Polskiego? Nic bardziej błędnego. Ataki ustały, bowiem dziennikarka dzięki protekcji znalazła pracę w szkalowanej obecnie przez nią instytucji.

Wcześniej obiektem jej ataków był Wojskowy Instytut Wydawniczy. Autorka sugerowała, że struktura i statut tej instytucji sprzyja licznym aferom oraz korupcji. Informatorem Edyty Żemły w jej publikacjach prasowych z czasów ministrowania Klicha był komandor Janusz Walczak. Ten dawny żołnierz marynarki po odejściu z armii zajął się lobbingiem na rzecz firm zbrojeniowych. Pracował również w branży public relations, co zakończyło się efektowną klapą. Ledwie miesiąc był rzecznikiem znanej spółki Bumar. Jego praca tam zakończyła się w atmosferze skandalu. Miał czelność z lekceważeniem wyrażać się o siłach zbrojnych Republiki Indii. Zwróciło to oczywiście uwagę ambasady tego państwa w naszym kraju. Firma Bumar pożegnała się z Walczakiem. Dzięki takim fachowcom polski przemysł obronny traci setki milionów kontraktów.

Sytuacja Walczaka zmieniła się diametralnie na początku 2012 roku. Nieoczekiwanie  wrócił do wojska. Został dyrektorem Departamentu Prasowego Ministerstwa Obrony Narodowej. Jednocześnie stał się zarazem protektorem w zatrudnieniu w strukturach MON swojej znajomej dziennikarki – Edyty Żemły.

Dziennikarka początkowo została publicystką tygodnika „Polska Zbrojna”. Niebawem została jednym z wicedyrektorów Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Specjalnie dla jej zatrudnienia zmieniono ówczesny statut tej instytucji. Wszystko po to, aby nowy szef WIW nie miał wpływu na zatrudnienie swojego zastępcy. Żemła została, więc wicedyrektorem bez formalnej zgody szefa WIW.

W październiku 2013 roku minister Tomasz Siemoniak ogłosił konkurs na stanowisko  nowego dyrektora WIW. Do konkursu zgłosiło się 5 osób. Termin złożenia dokumentów upływał 14 listopada 2013 roku. W trakcie składania aplikacji okazało się, że aż 4 kandydatów (bez ówczesnego dyrektora WIW) złożyło błędne oświadczenia w zakresie spełniania kryterium skazania za przestępstwa. Aby „dać ponownie szansę Edycie Ż” nieoczekiwanie termin konkursu przedłużono aż do 19 listopada 2013 roku.

Edyta Żemła, aby uzyskać atrakcyjne stanowisko dyrektora WIW konsultowała się e-mailowo z podwładną komandora Walczaka z Departamentu Prawno-Informacyjnego MON. Uprzejma Pani sekretarz komisji konkursowej przekazała Żemle wytyczne w sprawie oceniania kandydatów na szefa WIW. Stało się to za pośrednictwem Walczaka, który wówczas pomieszkiwał z Żemłą. Tak się składa, że był i jest jej kochankiem, nie pierwszym, nie ostatnim.

Znając takie fakty Żemła jako jedyna była więc w komfortowej sytuacji. Wydawało się, że stanowisku dyrektora właśnie jej przypadnie. Zanim doszło rozstrzygnięcia konkursu ówczesny dyrektor a zarazem ponownie kandydat na to stanowisko złożył skargę na faworyzowanie jednej kandydatki (Edyty Żemły). Skarga do prokuratury spowodowała unieważnienie konkursu, który miał przecież być rozstrzygnięty na korzyć Żemły.

Komandor Walczak i wicedyrektor Edyta Żemła zachowali jednak swoje stanowiska. Nieistotne było to, że złamali prawo. Ludzie bez zasad etycznych wyszli z afery konkursowej bez szwanku. Jedynym efektem afery było postepowanie dyscyplinarne wobec pracownicy Walczaka, która ujawniła Żemle detale punktacji kandydatów na dyrektora WIW.  Pracownica Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON co ciekawe dostała w czym czasie jednocześnie nagrodę za swoją pracę! Ustawka jakich mało!

Z kolei śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez Walczaka zostało szybko i po cichu umorzone (kwiecień 2015). Decyzja o umorzeniu zaskoczyła pracowników Wojskowego Instytutu Wydawniczego jaki i Żandarmerię Wojskową.

Ciekawym aspektem ukazującym stronę etyczną dziennikarki jest bliższe przyjrzenie pracy w Wojskowym Instytucie Wydawniczym. Edyta Żemła będąc wicedyrektorem WIW stosowała długotrwały mobbing wobec swoich pracowników. Poniżała ich, zniesławiała („komunistyczni dziennikarze”), wydawała sprzeczne i nieczytelne polecenia służbowe, nieustannie publicznie podważała ich kompetencje. Często wrzeszczała, oskarżała o niepopełnione błędy oraz bezzasadnie odbierała zadania zlecone wcześniej do wykonania. Zajmowała się też nieustannie plotkowaniem, co zresztą robi dzisiaj. Liczba metod znęcania się nad swoimi pracownikami może posłużyć za przykład pomysłowości i bezduszności zarazem oraz mobbingu. Może powinna napisać o sobie?

Taka taktyka wobec swoich podwładnych z jednej strony spowodowała odejścia ludzi z WIW. Nowe etaty zajmowali natychmiast znajomi dziennikarki z dziennika „Rzeczpospolita”. Innym efektem prac wicedyrektor była diametralna zmiana charakteru pisma „Polski Zbrojnej”. Z tygodnika pismo stało się miesięcznikiem.

W związku z dużą ilością skarg na Żemłę istniejący w WIW Zakładowy Związek Zawodowy Militia zamówił nawet ekspertyzę prawną w kancelarii adwokackiej. Okazała się ona bardzo długa i bardzo niekorzystna dla ówczesnej wicedyrektor. Potwierdza wszystkie zarzuty wobec Żemły.

Konsekwencją była wizyta Żandarmerii Wojskowej w Wojskowym Instytucie Wydawniczym. Żemła oczywiście w tym czasie była nieobecna w pracy. Została wezwana przez telefon do WIW. Żandarmeria zażądała od niej komputerów, telefonów itd. W odpowiedzi na to osoby prowadzące czynności operacyjne zostały obrzucone przez dziennikarkę groźbami. Nic to nie pomogło, Żemła została przesłuchana. Niestety dochodzenie w tej sprawie zostało zagadkowo umorzone.

Interesujące jest również, to że podczas pracy w Wojskowym Instytucie Wydawniczym Edyta Żemła nie uzyskała tzw. poświadczenia bezpieczeństwa wystawionego przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Wobec dziennikarki zrobiono jednak wyjątek! Wynikało to z jednej strony z faktu, że jej zachowania towarzyskie nie gwarantowały ochrony tajemnicy służbowej.

Z drugiej strony ponownie z pomocną dłonią wystąpił nieoceniony komandor i nie tylko, Walczak. Postanowił precedensowo zmienić regulamin Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Tego było jednak za wiele – zmiany zablokował sam ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

W 2015 roku Edyta Żemła wróciła do dziennikarstwa, którego nie miała czasu uprawiać będąc zatrudniona strukturach MON. Publikuje w portalu Onet.pl. Jej artykuły choć są reklamowane jako śledcze nie maja nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem.

Jej głównym informatorem jest były oficer Żandarmerii Wojskowej. Warto się bliżej przyjrzeć tej postaci. Przez dłuższy okres zajmował się on gromadzeniem i wynoszeniem z miejsca pracy dokumentów urzędowych, które wykorzystywał następnie prywatnie. Do jakich celów? Pisał anonimy w których pomawiał osoby z Żandarmerii Wojskowej w celu zaszkodzenia nielubianym kolegom z pracy. Jego obfita działalność polegała na tworzeniu fałszywych dowodów i próbą ich zainteresowania przez organy ścigania. Dodatkowo żołnierz utrzymywał kontakty z osobami wobec, których Żandarmeria Wojskowa prowadziła postepowania karne. Celem tych spotkań towarzyskich było zbieranie materiałów, aby spreparować kolejne rzekome afery. Pikanterii całej opowieści dodaje fakt, iż informator Żemły mówiąc kolokwialnie ma nierówno pod sufitem i jest to potwierdzone.

Ostatecznie kryminalna działalność oficera spowodowała, że został zwolniony ze służby w Żandarmerii Wojskowej.  Obecnie jest objęty licznymi zarzutami prokuratorskimi. Jest też prowadzone przeciwko niemu postępowanie karne. Informator godny Żemły.

Trudno uznać taką osobę za wiarygodnego informatora. Stawia to pod znakiem zapytania wiarygodność publikacji Edyty Żemły zwłaszcza w kontekście jej ostatnich artykułów o mobbingu Żandarmerii Wojskowej. Ciągle na jaw wychodzą kolejne informacje dotyczące ambitnej dziennikarki. Niedługo przekonamy się, że odpowiednia liczba właściwie postawionych pytań może przybliżyć nas do prawdy na temat tej osoby. Niedługo kolejny odcinek… a reputacja Edyty „Pupa” Żemły pikuje…